Polub nas na Facebooku

Encyklopedia

Historia Markandeji

„O nieskalany, o szlachetny!
O Panie, który dosiadasz dumnego byka o zaczerwienionych oczach!
O klarowny miodzie!
O wodo życia!
O Panie o pięknych oczach!
O lwie pośród nieśmiertelnych!
Powiedz mi, kto tutaj jest mym krewnym?”
Święty Sundarar

Biedny bramin Mrikandu nie miał dzieci. Dlatego modlił się z żoną do Pana Śiwy o syna. Pan ukazał się braminowi we śnie i zapytał: „Wolałbyś wspaniałego syna, który umrze w wieku szesnastu lat, czy długowiecznego głupca?”.

Po zastanowieniu rodzice wybrali wyjątkowe dziecko. Zaiste, ich syn zachwycał wszystkich. Kiedy nieco podrósł, zauważył, że rodzice są wobec niego nadopiekuńczy. Spytał więc o powód i tak dowiedział się o przepowiedni.

Chłopiec odpowiedział: „Pan Śiwa jest przyczyną śmierci i nieśmiertelności. Czyż to nie On podarował wam upragnionego syna? Może zatem pobłogosławi mnie nieśmiertelnością, jeśli o nią poproszę?”.

Rodziców zdumiała wiara chłopca. Zachęcili go do codziennego wielbienia lingi w ich domowej świątyni, a chłopiec postąpił według wskazań rodziców. Aż nadszedł dzień jego szesnastych urodzin. Zatrwożeni rodzice bali się spuścić syna z oka. Lecz on niczego się nie bał. Jak zwykle poszedł do świątyni, a rodzice poszli za nim. Wtem przed chłopcem stanął Jama, groźny Pan Śmierci, z pętlą w dłoni. Chłopiec pobiegł do lingi, która z każdym jego krokiem powiększała się, blokując drogę Jamie. Chłopiec w końcu objął mocno Śiwa lingę i gdy Jama zarzucił na niego swą pętlę, ta oplotła także lingę.

Przerażony chłopiec krzyknął: „O Śambho! Ratuj mnie! Ratuj mnie! Nie obronię się!”.

Pan Śiwa wyłonił się z lingi i powiedział łagodnie: „Nie bój się! Nie pozwolę Jamie cię zabrać”. Zwrócił się też do Jamy: „O Jamo! Wracaj do swego królestwa. Temu dziecku darowano szesnaście lat życia, a ty przyszedłeś o czasie, żeby wypełnić swój obowiązek. Wywiązałeś się z niego. Teraz ja się nim zajmę”.

Jama skłonił się Panu i rzekł: „O Panie! Ty obdarzasz śmiercią i nieśmiertelnością. Jesteś Stwórcą, Podtrzymującym i Niszczącym. Muszę Ci być posłuszny”, i odszedł.

Śiwa podniósł chłopca, który ze strachu zamknął oczy. „Moje drogie dziecko” – powiedział. „Nie obawiaj się. Mój wielbiciel nie wie, co to upadek. Nawet śmierć nie może go dotknąć. Twoja wiara i oddanie zasługują na nagrodę. Będziesz żył bardzo długo, przez całą epokę obecnego Manu (306 720 000 lat). Zdobędziesz uznanie jako wielki mędrzec, zamieszkasz w Himalajach, w Kedar Kanda, w świętym aśramie Badarika. Tam poświęcisz się wyrzeczeniom do końca tego cyklu stworzenia, a gdy dobiegnie on kresu, przyjdziesz do Mnie. Nikt już więcej cię nie skrzywdzi”. Po tych słowach Pan zniknął.

Młody Markandeja został z rodzicami przez jakiś czas, a następnie odszedł w Himalaje. Rozumiał już, że jedynym celem życia jest wiel­bienie Najwyższego Pana. Markandeja zatopił się w kontemplacji na długie wieki. Zaniepokoił się tym król Indra, który myślał, że mędrzec pragnie jego tronu. Aby więc przerwać praktyki mędrca i doprowadzić go do upadku, wysłał do niego Kamę, boga miłości, i apsary, niebiańskie tancerki. Za Kamą podążyła wiosna i aromatyczny wietrzyk Malaja. Przemienili oni pustelnię Markandeji w uroczy zakątek. Zadomowiła się w nim wiosna, a półksiężyc ozdobił wieczorne niebo. Kwiaty rozkwitły bujnie, przyciągając odurzone nektarem pszczoły. Wszystko sprzyjało temu, by nawet asceta zapragnął miłości.

Mędrzec siedział zatopiony w medytacji, z przymkniętymi powie­kami. Właśnie skończył poranną ofiarę ogniową. On sam połyskiwał niczym płomień. Apsary podeszły do niego i zaczęły tańczyć. Muzycy łagodnie pociągali za struny swych lutni, a Kama wyciągnął swą strzałę o pięciu grotach. Niebiańska tancerka Pundźikasthali zbliżyła się do mędrca powoli i zakołysała biodrami tuż przed nim. Jej prze­zroczyste szaty rozplotły się, a swymi włosami musnęła twarz mędrca. W tym momencie Kama wystrzelił swą strzałę.

Markandeja otworzył oczy. Indra i przyjaciele, obserwujący scenę z ukrycia, zbledli ze strachu. Mieli jeszcze w pamięci, jaki los spotkał Kamę, gdy przerwał medytację Panu Śiwie, a Markandeja był przecież wielbicielem Śiwy. Tym razem jednak ofiara ich spisku zachowała spokój. Markandeja przyglądał się z uśmiechem tancerkom. Jego świadomość połączyła się z Najwyższym, dlatego znał ich myśli. Następnie przywołał Indrę. Zawstydzony władca niebios padł przed nim na twarz i błagał o przebaczenie. Mędrzec zapewnił króla, że ani myśli pozbawić go tronu. Chce tylko w spokoju wielbić Boga.

Kiedy Indra zniknął, Markandeję odwiedzili Nara i Narajana, inkar­nacje Wisznu. Zachęcali go, by poprosił ich o jakieś błogosławieństwo. Mędrzec nie miał pragnień i dopiero po długich naleganiach wyjawił życzenie ujrzenia cząstki maji Najwyższego. Dziwna to była prośba w ustach kogoś, kto zatopiony w szczęściu Atmana nie miał pojęcia, czym jest maja. Ale skoro takie było życzenie Markandeji…

Gdy bogowie odeszli, Markandeja zauważył, że na niebie gromadzą się czarne chmury. Trysnęła z nich ulewa, jakiej świat nie widział. Mędrzec przebywał na wierzchołku szczytu, ale wody wezbrały tak wysoko, że zagroziły jego pustelni. Po chwili woda zalała wszystko, a Markandeja po raz pierwszy od czasu zdarzenia z Jamą doświadczył strachu. Długo unosił się na wodach potopu, cierpiąc głód i ból. Zapomniał o swej przeszłości. Miał wrażenie, że pływa w tym oceanie sansary od zawsze. Woda na przemian zatapiała go i wyrzucała na powierzchnię.

Resztkami sił wezwał Pana na ratunek. Wtem zobaczył na wodzie liść figowca, na którym leżało cudowne niemowlę. Dziecko miało niebieskawą karnację i oczy przepełnione miłością. Malec chwycił obiema rękoma swą stopę, wsadził duży palec w usta i począł go ssać. W ten sposób przekazał Markandeji, że jedynym ratunkiem dla istot tonących w oceanie sansary są lotosowe stopy Pana. Widok tego cu­downego dziecka sprawił, że mędrzec zapomniał o swych ślubach as­cety i chciał je przytulić. Wtedy jednak dziecko wchłonęło go w siebie ze swym oddechem. Znalazłszy się we wnętrzu, Markandeja ujrzał świat takim, jakim go pamiętał sprzed potopu: nieboskłon rozświetlony gwiazdami, planety, ziemię i morza, lasy i góry, a nawet swój aśram. I nagle, z wydechem dziecka, znowu wpadł w wody po­topu i zobaczył dziecko unoszące się nieopodal na liściu. Swym czułym spojrzeniem rozbudziło serce mędrca, który raz jeszcze spróbował wziąć je w ramiona. Lecz w tejże chwili dziecko znikło, a Markandeja znalazł się w swej himalajskiej pustelni. Uświadomił sobie, że czas, który na wodach potopu wydawał się ciągnąć bez końca, był jedynie chwilą. Tak właśnie doświadczył maji Wisznu. Pełnia czasu jest jedynie chwilą dla Pana. Dla Niego nie ma przeszłości czy przyszłości, lecz tylko chwalebna teraźniejszość.

Śiwa z Parwati ujrzeli swego wielbiciela w tym wzniosłym stanie i postanowili go pobłogosławić. Mędrzec medytował z zamkniętymi oczami o postaci boskiego dziecka, lecz tę wizję wyparła wizja boskich małżonków. Otworzył oczy i zobaczył, że Śiwa z Parwati stoją przed nim w pełni swego majestatu. Markandeja padł przed Nimi na ziemię i oddał Im cześć. Śiwa wyraził chęć obdarzenia mędrca każdym błogosławieństwem.

Markandeja, który właśnie odcierpiał skutki jednego błogosławieństwa, odrzekł: „Właśnie doświadczyłem strasznych skutków maji Wisznu. Nie pragnę już niczego z tego świata. Wszystko, czego mi potrzeba, to niezachwianego oddania dla lotosowych stóp Twoich, Pana Wisznu i wszystkich Waszych wielbicieli”.

Pan Śiwa powiedział: „O szlachetny! Dostaniesz to, o co prosiłeś. Uwolnisz się od udręki starości i śmierci. Twe życie będzie trwać po kres stworzenia, tak jak ci to niegdyś obiecałem. Posiądziesz pełnię wiedzy o przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Zbierzesz owoce wyrzeczenia i oświecenia. Sam widok świętego ascety potrafi oczyścić duszę, dlatego wypatrują go nawet bogowie. Oczyszczenia dostąpią zatem wszyscy, którzy na ciebie spojrzą. Twoja sława będzie trwać na wieki”.

Mędrzec Markandeja do dziś medytuje w odległych zakątkach Hi­malajów, gotów błogosławić wielbicieli Pana.

Nad brzegiem rzeki Narmady wznosiło się piękne miasto Dharma­pura. Mieszkali w nim bramin Wiśwanara z żoną Suczismati, zadedy­kowani wielbiciele Pana Śiwy. Kochali Pana tak bardzo, że błagali, by narodził się jako ich syn. Śiwa zgodził się. Po narodzeniu nadano mu imię Grahapati. Kiedy skończył jedenaście lat, jego dom odwiedził mędrzec Narada, który przepowiedział mu przyszłość. Ostrzegł chłopca, że w ciągu roku przytrafi mu się coś złego ze strony ognia. Wieść zasmuciła rodziców, lecz Grahapati pocieszył ich. Powiedział, że będzie wielbił Pana, który może odmienić jego los. Pożegnał się z rodzicami i odszedł do słynnego miasta Kaśi (Waranasi), często od­wiedzanego przez Pana Śiwę. Grahapati przez cały rok brał rytualną kąpiel w Manikaran Ghat i czcił lingę Pana. W końcu jednak nadszedł czas, w którym Grahapatiemu miało przytrafić się nieszczęście. Indra powiedział chłopcu, że może go prosić o każde błogosławieństwo. Chłopiec odmówił przyjęcia błogosławieństwa od kogoś innego niż od Pana Śiwy. Wtedy Indra wybuchnął gniewem i zamierzył się na niego piorunem.

Grahapati błagał Śiwę o ratunek, a Pan pojawił się przed nim: „Nie lękaj się. To Ja przyjąłem postać Indry, żeby cię sprawdzić. Nikt nie może skrzywdzić mego wielbiciela – ani Indra, ani jego piorun, ani nawet śmierć. Nadaję ci imię Agniśwara (ten, który poskromił ogień). Zostaniesz strażnikiem południowego wschodu. Kto zwróci się o po­moc do ciebie, tego nie dotknie ogień, błyskawica czy przedwczesna śmierć”. Ogień jest jedną z postaci Śiwy, Jego trzecim okiem.

Om Namaśiwaja!