Polub nas na Facebooku

Encyklopedia

Ubijanie oceanu

„Ty, który obdarzasz łaską,
który wypiłeś silną truciznę,
aby mieszkańcy niebios mogli odzyskać swą młodość,
zmiłuj się nade mną i przywróć mój wzrok”.
Święty Sundarar

Indra, władca bogów, został niegdyś przeklęty przez mędrca Durwasę. Mędrzec, który dostał boską girlandę od Wajkunthy podarował ją Indrze. Król jednak, nieświadomy wartości daru, zarzucił girlandę na głowę swego słonia, a ten upuścił ją w błoto i podeptał. Rozzłoszczony Durwasa przeklął Indrę i jego dwór, że dopadnie ich starość i niedołęstwo. W tejże chwili bogowie utracili młodość i nadnaturalne moce. Szukali ratunku u Brahmy, który z kolei przywiódł ich przed oblicze Wisznu.

Pan ukazał się bogom w pełni chwały i przemówił: „Czas włada wszystkim i wszystkimi. Teraz sprzyja waszym wrogom asurom, lecz pewnego dnia znowu zacznie działać na waszą korzyść. Musicie jed­nak podjąć się ubijania oceanu mleka. Owocem waszego trudu będzie amryta – eliksir życia. Ktokolwiek się go napije, ten posiądzie wieczną młodość. Aby dokonać tego dzieła, potrzebna jest wielka siła, którą wy straciliście. Dlatego musicie prosić o pomoc asurów. W trudnym położeniu można skorzystać ze wsparcia nawet zaprzysięgłych wrogów! A kiedy już osiągnięcie swój cel, wrócicie do swej odwiecznej wojny! Tymczasem zgódźcie się na warunki asurów, byle tylko oni zgodzili się was wspomóc. Posłuchajcie mnie jeszcze: podczas ubijania będą pojawiać się rozmaite cenne przedmioty, ale nie kłóćcie się, jeśli dostaną je asury. Zadowólcie się tym, co dostaniecie. Do ubijania użyjcie góry Mandara, a wąż Wasuki niech posłuży wam za linę. Żeby mleko w oceanie się ścięło, musicie dodać do niego odpowiednich ziół”.

Bogowie przedstawili sprawę asurom, a ci zgodzili się pomóc, pod warunkiem że dostaną część nektaru nieśmiertelności. Bogowie przystali na to, po czym wspólnie rozpoczęli przenoszenie góry Man­dara do oceanu. W drodze góra zaczęła się rozpadać. Jej odłamki zmiażdżyły wielu bogów i demonów. Wtedy na swym orle pojawił się Pan Wisznu, jedną ręką podniósł górę i poszybował z nią nad ocean. Tam zrzucił ją w wyznaczonym miejscu. Bogowie poprosili Wasu­kiego, króla węży, aby oplótł górę i posłużył jako lina do okręcania. Następnie asury miały chwycić za ogon Wasukiego, a słabi bogowie, wsparci dla równowagi przez Wisznu, za jego głowę. Asury uznały, że to dla nich zniewaga. Pan Wisznu z uśmiechem przystał na zmianę ról i tak zaczęło się ubijanie. Obie grupy ciągnęły „linę” tak mocno, jak tylko mogły. Lecz góra, pozbawiona wsparcia, poczęła tonąć. Wisznu przyjął więc szybko postać ogromnego żółwia i podtrzymał górę od dołu. Ów awatar Wisznu zwie się Kurma. Dla niego utrzymanie na grzbiecie wielkiej góry było równie łatwe jak utrzymanie kamienia. Kurma odczuwał obracanie górą jako przyjemne drapanie. Tymcza­sem, mimo ogromnego wysiłku, praca posuwała się powoli. Wisznu przeistoczył się więc w postać dewy i asury, wstąpił w szeregi obu grup i pobudził je do jeszcze większego wysiłku. Wstąpił także w Wa­sukiego, by znieczulić ból, jaki wąż odczuwał podczas rozciągania. Gdy góra zaczęła się chwiać, Wisznu przybrał jeszcze jedną, gigantyczną postać, która swym ciężarem utrzymywała Mandarę w równowadze. W ten sposób Wisznu wspierał wielkie dzieło połączonych sił bogów i demonów.

Po jakimś czasie Wasuki począł ze zmęczenia dyszeć ciężkimi opa­rami prosto na demony, które niemądrze wolały trzymać węża za głowę. Ale i bogowie poczęli dusić się od smrodliwych wyziewów. Wtedy Wisznu stłumił opary deszczem, który ochłodził także pracujących oraz samego węża.

Wszyscy pracowali wytrwale, ale amryta się nie pojawiała. Kiedy obie grupy poczęły tracić nadzieję, Wisznu przeistoczył się w gigantyczną postać o tysiącu rąk. Chwycił pięciuset rękoma węża z jednej strony i pięciuset z drugiej i począł ciągnąć Wasukiego z obu stron. Bogowie i demony zaniemówili z wrażenia. W końcu coś się zaczęło dziać.

Najpierw wymęczony Wasuki wymiotował trucizną Kalakuta. Wokół rozniosły się jej śmiertelne opary. Gdyby jad upadł na ziemię, mógłby zatruć Wszechświat. Tylko Śiwa mógł temu zapobiec. Powia­domiony przez bogów wszechmiłosierny Pan natychmiast wypił truciznę. Był gotów poświęcić własne życie dla ratowania świata. Par­wati była świadoma mocy męża, jednak powodowana miłością ścisnęła jego szyję, próbując zatrzymać truciznę. Trucizna utknęła w przełyku Śiwy i zabarwiła Jego szyję na niebiesko. Wisznu nadał mu imię Nilakanta (o niebieskiej szyi), a bogowie i demony wspólnie Go wysławiali. Pan Śiwa uratował bowiem jednych i drugich.

Tłum zebrany wokół góry Mandara wielbił Pana Śiwę przez całą noc. Nikt nie położył się spać, by czuwać przy Nim. Wierzono bowiem, że ten, kto spożył truciznę, nie powinien tego dnia zasnąć. Na pamiątkę tamtego zdarzenia co roku obchodzi się Mahaśiwaratri, święto wielkiej nocy Śiwy. Wielbiciele przez całą noc wysławiają swego wszechmiłosiernego Pana. Kilka kropel trucizny, które upadły z dłoni Pana, zamieniło się w węże, skorpiony i inne trujące stworzenia i roś­liny.

Następnego dnia wszyscy z nową nadzieją przystąpili do ubijania oceanu. Najpierw wyłoniła się z niego niebiańska krowa Kamadhenu. Dostali ją w darze mędrcy, którzy w obrzędach używają mlecznych produktów. Następnie wyłonił się biały koń – Uććaiśrawas. Bogom aż zaświeciły się oczy na jego widok, lecz Wisznu kazał podarować go demonowi Balemu. Potem pojawił się Ajrawata, biały słoń o czterech kłach, który przypadł Indrze. Klejnot Kaustubha podarowano Panu Wisznu, a drzewo spełniające życzenia – Paridźata – oraz nimfy apsary przypadły bogom.

Ogromne poruszenie zapanowało, gdy z oceanu wyłoniła się bogini Lakszmi. Siedziała na błyszczącym czerwonym lotosie, a jej niezrównane piękno zachwyciło w równym stopniu bogów i asury. Bogowie obdarowali boginię drogocennymi ozdobami i błagali, by wybrała sobie spośród nich męża. Wtedy Lakszmi, ze ślubną girlandą w swych dłoniach, przeszła wzdłuż rzędu szacownych osobistości. Ale nie znalazła nikogo dla siebie! Każdy z bogów miał jakąś wadę. Na końcu spostrzegła Pana Wisznu. Siedział na brzegu oceanu i moczył w nim swe stopy. Wisznu nie zwracał na Lakszmi uwagi. Bogini w mig pojęła, że tylko on mógłby zostać jej mężem. Podeszła więc do Wisznu i zawiesiła mu na szyi girlandę. Pan przyjął Lakszmi i oddał jej we władanie najcenniejszy zakątek swego serca. Z tego zakątka bogini spogląda łaskawie na wszystkich wielbicieli Wisznu, których błogosławi dobrami duchowymi i materialnymi. Mędrcy twierdzą, że Lakszmi, bogini dobrobytu, nie przychodzi do tych, którzy o nią zabiegają, lecz do tych, którzy zabiegają o względy jej męża!

Z oceanu wyłoniła się też Waruni, bogini używek. Asury z radością przyjęli ją do siebie. Po dłuższym wysiłku z otmętów wyłonił się piękny mężczyzna, trzymający w dłoniach dzban boskiej amryty. Był to Dhanwantari, po części awatar Wisznu, ojciec nauki medycznej (ajurweda). Demony domyśliły się, że w naczyniu znajduje się uprag­niony napój nieśmiertelności. Bez zastanowienia wyrwały dzban z rąk Dhanwantariego i rzuciły się do ucieczki. Bogowie byli zbyt słabi i zaskoczeni, żeby im przeszkodzić. Wyglądało na to, że po włożeniu ogromnego wysiłku w całe przedsięwzięcie zostaną na koniec z niczym. Nie mogli się z tym pogodzić i ruszyli po pomoc do Wisznu.

Pan uspokoił ich: „Każdy, kto pracował przy ubijaniu oceanu, zasługuje na odrobinę nektaru. Ponieważ jednak demony nie chciały z wami się podzielić, nie dostaną ani kropli. Tak głosi odwieczne prawo dharmy, którego nie można lekceważyć”. Wisznu zniknął bogom z oczu, a na jego miejscu pojawiła się kobieta tak piękna, że żadne słowa nie mogłyby tego wyrazić. Tymczasem demony kłóciły się o to, komu należy się więcej nektaru. Wtem dostrzegły tę piękność. Bez wahania zostawiły nektar i podeszły do niej. Dociekały, kim jest i skąd po­chodzi. Aż któryś z nich zaproponował, by to ona rozdzieliła nektar.

Kobieta odpowiedziała, że ma na imię Mohini, a następnie obrzuciła demony swym długim, zalotnym spojrzeniem i rzekła: „Jestem upadłą kobietą. Nazywacie takie nierządnicami. Dlaczego chcecie mi zaufać?”.

Swymi słowami rozbawiła tylko demony – one wierzyły jej bez reszty. Mohini powiedziała więc: „Rozdzielę nektar, ale jeśli nie będziecie protestować ani w trakcie, ani potem”.

Demony przystały na jej warunek, a Mohini posadziła ich wszystkich w rzędzie na matach z trawy kuśa, twarzami na wschód. Wezwała bogów i wyznaczyła im miejsce naprzeciwko demonów. Te ostatnie siedziały cicho, ponieważ obiecali pełne posłuszeństwo. Kiedy już wszyscy zasiedli posłusznie w dwóch rzędach, Mohini wkroczyła między nich ze złotym dzbanem nektaru. Nikt nie mógł oderwać od niej wzroku. Oczarowani jej wyglądem i zalotnym zachowaniem, nie zwracali uwagi na to, co robi. Ona tymczasem rozdawała nektar bo­gom, a miłosne spojrzenia demonom. Każdy demon myślał, że zakochała się właśnie w nim. Mohini tymczasem rozdała cały nektar i przybrała swą prawdziwą postać. Demoniczna brać zrozumiała, że ją oszukano.

Wbrew danemu słowu, demony zaatakowały dewów. Napotkały jednak zaciekły opór, albowiem bogowie za sprawą nektaru odzyskali młodość i siłę. Ostatecznie zwyciężyli bogowie, a demony wróciły z niczym. Pozostało im tylko obmyślać plany kolejnych wojen.

Opisane zdarzenie, jak większość przedstawionych w Puranach, ma ukryte znaczenie. Ocean mleka to umysł. Bogowie i demony są pozy­tywnymi i negatywnymi myślami, które wykorzystują umysł. Szczyt Mandara to ładunek ignorancji, jaki żywa istota przenosi narodziny po narodzinach. Wężowa lina to pycha żywej istoty. Kiedy próbuje ona okiełznać umysł za pomocą jakiejś praktyki duchowej (sadhana), pierwszą rzeczą, która się ujawnia, jest nagromadzona trucizna namiętności: żądzy, chciwości, gniewu, strachu itd. Truciznę tę może usunąć tylko Pan. Dopiero gdy zniknie trucizna, rozkwitnie ambrozja mądrości. Nawet jednak wtedy trzeba z uwagą kontrolować złudne ego. W przeciwnym razie mądrość zostanie zniekształcona w naszych ustach przez złe emocje. Demoniczne ego wykorzysta słabość żywej istoty, by ogłosić siebie najwyższym. Również wtedy jedynym ratun­kiem jest Pan. Szczera modlitwa i wysiłek mogą pomóc żywej istocie odzyskać straconą mądrość i, w następstwie tego, wyzwolić się.

Pan Śiwa, po tym jak uratował świat przed trucizną, wrócił na Kaj­lasa i nie doczekał końca historii. Dopiero później dowiedział się, że Wisznu przyjął postać przepięknej Mohini. Śiwa koniecznie chciał ją zobaczyć. Dlatego razem z Parwati i wiernymi goblinami udał się na Wajkunthę (planetę Wisznu).

Śiwa powiedział: „Widziałem mnóstwo twoich cudownych inkar­nacji, ale nigdy nie widziałem cię w postaci kobiety. Dlatego ukaż mi się jako Mohini”.

Wisznu uśmiechnął się i odparł: „Jesteś pewien, że chcesz ją zobaczyć? Mohini potrafi obudzić żądzę w każdym. Może jednak taki jogin jak Ty się jej oprze?”. Po tych słowach Pan zniknął, a Śiwa znalazł się w wiosennym ogrodzie. Nagle ujrzał cudowną dziewczynę, która bawiła się złotą piłką. Jej wielkie oczy błądziły za piłką, która jakby chciała przyjrzeć się dziewczynie z różnych stron. Dziewczyna zaś zapanowała nie tylko nad piłką. Śiwa nie mógł oderwać od niej wzroku i zapomniał nawet o stojącej obok Parwati. Jak zaczarowany począł się zbliżać do dziewczyny. Mohini spojrzała na niego namiętnie, po czym zrobiła kilka kroków w swych przezroczystych szatach, które osuwały się z jej ponętnych piersi. Dziewczyna lewą ręką próbowała przykryć piersi, a prawą nie przestawała odbijać piłki. Okręciła się i raz jeszcze spojrzała prowokująco na Śiwę. Maja Wisznu omamiła nawet Wielkiego Jogina, jakże więc można się dziwić, że zwodzi ona zwykłych śmiertelników? Na oczach zaszokowanej Parwati Śiwa rzucił się w pogoń za Mohini. W końcu dziewczyna pozwoliła się pojmać, by po chwili wyrwać się i uciec. Ogień namiętności trawił Śiwę tak, że Pan uronił nasienie. Każda jego kropla po zetknięciu z ziemią zamieniała się w złoto. Nagle Śiwa przerwał pogoń. Odzyskał pano­wanie nad sobą i uświadomił sobie, że dał się zwieść maji Wisznu.

Wisznu powrócił do swej pierwotnej postaci i pogratulował Śiwie: „Tylko Ty potrafiłeś przerwać zaślepienie wywołane przez moją maję i samemu odzyskać rozum!”.

Jak głosi tradycja, owocem krótkiego związku Hari z Harą, czyli Wisznu z Śiwą, był awatar Dharma Śaszta. Narodził się on bezpośrednio z uda Wisznu i miał cechy obu bóstw.

Siedmiu wielkich mędrców umieściło resztę nasienia Śiwy w liściu i przekazało bogowi Waju. Bóg udał się w góry na południu, aby znaleźć dla nasienia odpowiednie łono. Pewnego dnia ujrzał Andźanę z rodu małp. Postanowił podarować jej nasienie, z którego narodził się Hanuman. Zasłynął on jako wierny sługa Śri Ramy, wcielenia Wisznu, któremu pomógł pokonać demona Rawanę.

Om Namaśiwaja!